środa, 11 lutego 2015

Kongres Ari Folmana - Klucz do filmu czyli LEM, LSD i niecodzienne fakty

Czternaście lat temu, dzieci Polskich emigrantów -  bracia Wachowscy wyprodukowali film, który niemal natychmiast stał się  kanonem w gatunku science fiction. Matrix stanął na piedestale obok takich arcydzieł jak chociażby "Odyseja kosmiczna 2001" Stanleya Kubricka czy "Łowca androidów" Ridleya Scotta.  Po raz pierwszy w skali światowej na czele gatunku zabłysnęło dzieło z pierwiastkiem polskiej twórczości, w dodatku tak dla niego przełomowym. Dziś mogę śmiało i z pełną odwagą przekazać, iż po czternastu latach oczekiwania kolejny krok milowy w  sci-fi został postawiony za sprawą filmu mało znanego (jeszcze) izraelskiego reżysera Ari Folmana. Co więcej, powstałego z pieniędzy polskich podatników, zrobionego przez polskich grafików i polskiego operatora, na podstawie powieści najciekawszego polskiego pisarza!





Gdy po raz pierwszy usłyszałem, że to właśnie Ari Folman zabrał się za nakręcenie adaptacji powieści "Kongres futurologiczny" Stanisława Lema, oniemiałem z zachwytu. Ten nietuzinkowy reżyser pozytywnie zaskoczył mnie już wiele lat temu swoim niezwykłym filmem, jakim był "Walc z Bashirem" - niecodzienna opowieść o ułomności ludzkiego mózgu na tle prawdziwych wydarzeń wojny izraelsko-libańskiej z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku oraz masakrze dokonanej wówczas na muzułmanach przez chrześcijan. Fakt, iż to właśnie nasi kochani chrześcijanie dokonali tej rzezi nie jest tu co prawda istotny, jednak jako ciekawostkę dodam, iż obecnie kościół katolicki domaga się obrony dokładnie tych samych braci "wiary miłości" przed masakrami ze strony muzułmańskiego państwa ISIS. Wracam jednak do istoty filmu, czyli postrzegania świata, który nas otacza w sytuacjach, w których emocje przejmują nad nami w widoczny sposób kontrolę. Film niezwykle sugestywnie zmuszał do zauważenia naszego "ja" jako zbioru emocji, które de facto pozbawiają możliwości kreacji otaczającego nas świata, pozostawiając jedynie ułomnym obserwatorem. Dodam tylko, że film obdarzony jest przepiękną ścieżką dźwiękowa Maxa Richtera i wart jest nie mniejszej uwagi niż "Kongres", o czym świadczyć może fakt, iż został nominowany do Oskara jako najlepszy film zagraniczny w 2010 roku. 


Wracając jednak do mojego ulubionego gatunku Sci-fi. Przez lata w światowym kinie królowały adaptacje powieści Philipa K.Dicka. Wymienić tu można jednym tchem takie hity jak choćby wspomniany wcześniej "Łowca Androidów", "Pamięć absolutna", "Raport mniejszości", czy "Next". Wiele filmów powstało zaledwie na wybranych fragmentach prozy tego autora. Zabawne, że w Polsce twórczość Dicka jest tak mało znana. Zdarzyło mi się nieraz rozmawiać z paniami w księgarniach, które były mocno zaskoczone faktem,  że były w ogóle jakieś adaptacje jego powieści, a można śmiało powiedzieć, że amerykańskie kino sci-fi to głównie pomysły właśnie tego pana. Można też powiedzieć, że jest on swoistym odpowiednikiem naszego Lema w Stanach Zjednoczonych i że jest uważany za genialnego pisarza, choć najczęściej powtarzane jest to dopiero w dzisiejszych czasach. Sam autor z kolei miał się za mało utalentowanego, a większość jego dzieł została napisana pod wpływem najbardziej niezwykłego narkotyku, jakim jest LSD, do czego zresztą Amerykanin zawsze otwarcie się przyznawał. W tym właśnie miejscu chciałem zacząć moją opowieść będącą kluczem do zrozumienia "Kongresu", z którym jak się okazuje wiele ludzi ma poważny problem. 


LSD

Przedziwna substancja wynaleziona przez szwajcarskiego chemika Alfreda Hofmanna w 1938 roku może być początkiem historii, której akcja rozwinie się w dalekiej przyszłości "Kongresu futurologicznego" zarówno filmu jak i książki. Do dziś pozostaje najbardziej aktywną substancją psychodeliczną i zarazem najbardziej tajemniczą ze znanych. Wynalazek ten w biochemii uważany jest za równie przełomowy, co wynalezienie koła dla naszej cywilizacji. Ten przedziwny specyfik jest najmocniejszym narkotykiem znanym ludzkości - co ciekawe nigdy nie stwierdzono jego szkodliwego działania na ludzki organizm*, ponadto jest nieuzależniający i w praktyce nie da się go przedawkować**. Philip K.Dick, sam twierdził, że wszystkie genialne pomysły przychodziły mu do głowy jedynie pod wpływem tej substancji. Potwierdzają to wszyscy znawcy jego twórczości przyznając  jednocześnie, że sam autor był kiepskim pisarzem i bez "wspomagania" pisał dość przeciętnie. Jak to możliwe? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Badania nad narkotykiem mogą zająć jeszcze wiele dziesięcioleci a niektórzy naukowcy twierdzą nawet, że znacznie dłużej. Dodam, że badania nad LSD zostały zabronione przez większość krajów świata w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia i dopiero od nie dawna pozwolono bardzo wąskiej grupie badaczy na wznowienie prac, w Stanach Zjednoczonych. 

Co jednak LSD ma wspólnego z kluczem do filmu Folmana? Zacznę od tego co na pewno wiadomo na temat tej tajemniczej mikstury. LSD działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego dodatniego,  działającego jedynie jako impuls do mózgu, który sam robi już całą resztę - czyli krótkotrwale obniża poziom serotoniny, co z kolei prowadzi do jej nadprodukcji. Powstała nadprodukcja jest olbrzymia. Człowiek spotyka się z tak wielką ilością tego neuroprzekaźnika i hormonu zarazem tylko w jednym momencie swojego życia, a mianowicie w najwcześniejszym dzieciństwie. Serotonina (zwana także hormonem szczęścia) jest wtedy wytwarzana w tak gigantycznych ilościach po to, by dać dziecku po narodzeniu olbrzymią dawkę "szczęśliwego uniesienia" głównie w pierwszym roku życia. Dzieje się tak tylko w jednym celu - przetrwania, a mówiąc ściślej w celu zachęcenia niemowlęcia do podjęcia wysiłku życia w tak trudnym dla niego momencie. Można powiedzieć, że jest praprzyczyną chęci naszego życia i motywacją do potrzeby przetrwania, którą funduje nam nasz system obronny (tak, tak, to właśnie system obronny funduje nam szczęście). W wyniku tak dużej dawki serotoniny dzieje się coś jeszcze, coś równie niezwykłego, choć jest to tylko skutek uboczny. Nadmiar serotoniny powoduje dziwne uczucie, że na wszystko "patrzymy pierwszy raz"! Dzieje się tak, ponieważ nadmiar tego neuroprzekaźnika wymusza na synapsach szukanie nowych połączeń neuronowych, a tym samym nasz mózg przestaje korzystać z utartych "ścieżek" i zaczyna szukać świeżych połączeń skojarzeniowych. Inaczej mówiąc zaczynamy patrzeć na te same sprawy "nowymi oczami", a mówiąc jeszcze krócej - eksploduje w nas poziom kreatywności. 

W rozważaniu nad niezwykłością chemii naszego mózgu Dick doszedł do wniosku, że narkotyki są nieuniknioną przyszłością naszej cywilizacji, czemu zaczął dawać wyraz w prawie każdej powieści. Być może wtedy też sięgnął po książkę Stanisława Lema - "Kongres Futurologiczny". Jako ciekawostkę dodam, że Dick był pod tak wielkim wrażeniem geniuszu naszego pisarza, że nigdy nie uwierzył, iż Lem jest prawdziwym człowiekiem. Był przekonany, że LEM to skrót od działającego na rzecz ZSRR stowarzyszenia wybitnie utalentowanych pisarzy science fiction. Dał temu wyraz pisząc otwarty list do FBI we wrześniu 1974 roku. Zabawne, że dzięki LSD Dick mógł "sięgnąć" dalej, ale nigdy nie sięgnął tak daleko jak geniusz, jego odpowiednik zza żelaznej kurtyny. Co takiego może być w tej krótkiej (zaledwie 170 stronicowej) książeczce, w dodatku nie uważanej za najważniejszą w twórczości Polaka, że po wzięciu na warsztat przez Ari Folmana stała się arcydziełem? Właśnie narkotyki, a ściślej mówiąc utopijna przyszłość będącą zbiorową halucynacją. Wizja przyszłości Lema (zresztą baaardzo daleko wybiegająca w do przodu), jak każda "przepowiednia" futurologiczna ma oczywistą wadę znaną każdemu futurologowi - jest nią dążenie do utopi albo anty-utopi - Lemowi jednak udało się znakomicie połączenie tych absolutnych sprzeczności - dodam, że Folman napisał własną historię, jedynie zanurzoną w świecie Lema i wyciągnął z tej lichej książeczki absolutnie niezwykły i dosłownie wielowymiarowy obraz.

Jeżeli myślicie, że wspólne halucynacje to fantazje zbyt daleko odbiegająca od rzeczywistości, śpieszę z wyjaśnieniami, iż wcale niekoniecznie. 
Zacznijmy od tego, iż wszelkiego rodzaju wspomagacze są u nas dostępne już od dawien dawna. Począwszy do środka na ból głowy poprzez środki na potencję, a kończąc na antydepresantach (ładna nazwa dla narkotyków). Czy jednak możliwa jest zbiorowa halucynacja? Okazuje się, że nie tylko możliwa, ale bardzo prawdopodobna. Jak twierdzi sam twórca LSD o swoim wynalazku - jest to klucz do percepcji. Do zmiany sposobu postrzegania rzeczywistości - jak byśmy powiedzieli dzisiaj - zmiany oprogramowania (softu) naszego mózgu. Aby jednak rozwinąć temat tworzenia halucynacji po "przeinstalowaniu oprogramowania" przejdę do pewnego, mało znanego zagadnienia.




Fraktale

Pojęcie fraktali zostało wprowadzone do matematyki dopiero w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku za sprawą matematyka polskiego pochodzenia, dokładnie: Benoit Mandelbrota. Oznacza geometrię nieregularną, nieprzemienną lub po prostu fraktalną. Okazało się, że da się mierzyć nieregularne kształty, nawet te występujące bezpośrednio w przyrodzie z niezwykłą dokładnością. Czterdzieści lat temu dowiedzieliśmy się, że wszystkie nieregularne kształty są mierzalne, ale może zacznę od tego, czym właściwie są te fraktale. Otóż jest to nic innego, jak swoista kopia kopi. Biorąc powiedzmy zwykły trójkąt dzielimy go na trzy mniejsze identyczne wpisane w ten pierwszy - następnie w zrobionych już kopiach trójkątów wpisujemy kolejne trzy i tak w nieskończoność - dokładnie -  w nieskończoność. Fraktale są bowiem niekończącą się kopią kopii.


Nagle okazało się, że fraktale są wszędzie, że otaczają nas każdego dnia, choć na co dzień ich nie dostrzegamy. To odkrycie bezpośrednio zrewolucjonizowało znaną nam dzisiaj trójwymiarową grafikę komputerową, którą tworzą programy napisane po to, by kopiowały po wielokroć figury geometryczne tworząc niezwykle realną iluzję rzeczywistości. Zastanawialiście się kiedyś na tym, dlaczego grafika komputerowa czy efekty specjalne w filmach są tak świetnej jakości - właśnie dlatego - kopia kopi, kopia kopi... Okazało się także, że nie tylko kopia przyrody jest fraktalna, ale i sama przyroda. W dodatku sama domaga się fraktali, czego dowodem mogą być na przykład nasze telefony komórkowe. Jeżeli kiedykolwiek rozważaliście, dlaczego zniknęły z nich tak charakterystyczne niegdyś anteny - otóż nie zniknęły, a w dodatku jest ich znacznie więcej, bo każdy system jak np. wi-fi czy bluetooth potrzebuje osobnej, więc de facto jest ich w obecnych aparatach więcej. Ktoś wpadł na to, że nadając antenie kształt fraktalu, można nie tylko zminiaturyzować anteny do mikroskopijnych rozmiarów, ale także znacznie poprawić ich sprawność. Gdy naukowcy zaczęli się zastanawiać, z czego to właściwie wynika odkryli, iż fale też mają wymiar fraktalny, ponieważ powiększając wykres takiej fali zobaczyli, iż małe przybliżone fragmenty są dokładną kopią całości wykresu niezależnie od tego, jak bardzo małe wycinki badać. Dziś wiemy, że fala ma również wymiar fraktalny, podobnie jak cała otaczająca nas rzeczywistość z naszą fizycznością włącznie. Przykładowo, wykres bicia naszego serca można podobnie jak wykres fali radiowej badać pod kątem zgodności fraktalnej i tym samym diagnozować odstępstwa, czyli choroby tego narządu. Oczywiście można by na ten temat przegadać nie jeden wieczór (naprawdę jest o czym) - ale teraz przejdę jednak do sedna, czyli zbiorowej halucynacji - otóż okazuje się również, że po zażyciu zakazanego przez wszystkie kraje świata, "zakazanego" owocu zwanego LSD, powstają halucynacje wcale nie odmiennie dla każdego z nas, a i owszem jednakowe dla wszystkich. Niestety ze względu na zakaz jakichkolwiek badań na ten temat nie uda mi się tutaj zebrać jednoznacznie potwierdzonych dowodów, a jedynie przypuszczenia i tezy. Jest jednak wiele interesujących faktów na ten temat, wśród użytkowników bowiem nie jest tajemnicą, iż to właśnie przez pryzmat fraktali obserwuje się otaczającą nas rzeczywistość będąc pod wpływem narkotyku. Aby bardziej zobrazować co zachodzi w mózgu, posłużę się klasyczną iluzją widzianą bez żadnych wspomagaczy - przypomnijcie sobie zwykłe, regularne kształty geometryczne widziane na przykład na koszuli waszego rozmówcy - regularność ta jest odbierana przez nasze oko czasami tak intensywnie, że wydaje nam się iż dostrzegamy ruch lub jakieś wibracje czy mrugania.






Halucynacja po wpływie LSD być może również wynika z błędu poznawczego, jak w przypadku powyższych iluzji. Jest jednak zasadnicza różnica. Oko ludzkie nie wychwytuje już prawidłowości geometrii klasycznej, ale za to znakomicie trafnie, wręcz "łapczywie" wyłapuje wszelkie regularności i prawidłowości geometrii fraktalnej. 
Dlaczego tak się dzieje? No cóż nie wiadomo - na pewno LSD zwiększa możliwości naszych zmysłów do takich, jakie osiągają jedynie niektóre gatunki zwierząt. Zwiększenie efektywności naszego oka, jak rozszerzenie zakresu ogniskowej od bardzo niskiej do bardzo dalekiej - pozwalają na wyostrzenie zakresu wyraźnego widzenia począwszy od bardzo bliskiego planu makro aż do bardzo odległych planów znajdujących się poza zasięgiem możliwości nawet bardzo sprawnego wzroku. Do tego dochodzi zmiana zakresu światła widzialnego np. podczerwieni i ultrafioletu, czy wyostrzenie szczegółów (rozdzielczości). Takie warunki pozwalają na wyłapywanie ogromnej ilości detali i być może to właśnie pozwala na podróż w świat "wyższej geometrii". 

Dodając do tego niepowtarzalny, niczym płatek śniegu - też fraktal - układ źrenicy, tęczówki, czy plamki ślepej na dnie naszego oka, przez który patrzymy i który jest połączeniem nerwowym do naszego mózgu, możemy korzystać z możliwości, których tak bardzo obawiają się najwięksi tego świata  Być może są one brakującym kluczem do zobaczenia prawdziwego świata - świata fraktali? Świata, w którym żyjemy. 





The Congress

Podobnie jak w większości adaptacji książek K.Dicka tak i w tym przypadku, mamy do czynienia z zaczerpnięciem motywu, a nie całej fabuły. Książka Lema aż prosi się, aby wokół jej "rdzenia" jakim jest opisany świat przyszłości - stworzyć fabułę, bo nawet prosta opowieść stanie się niezwykle ciekawa. Ari Folman poszedł jednak znacznie dalej. Zamiast tworzenia wątku fabularnego skupiającego się na ciągu zdarzeń pokazanym poprzez pryzmat Lemowskiej utopii wybrał coś, co wydaje się być w tym przypadku bardziej na miejscu. Fabuła fraktalna - wybór interpretacji zdarzeń, który proponuje nam ten utalentowany reżyser nie jest może nowością w światowym kinie, jest za to niezwykle starannie dopracowana. Niezależnie w jaką udamy się podróż intelektualną i niezależnie od tego, do jakich wniosków końcowych doprowadzi nas film - będą one tymi poprawnym i właściwymi. Bez znaczenie będzie więc, czy prześledzimy losy głównej bohaterki i skupimy się na motywach jej działania, czy na obserwacji świata przyszłości. Możemy też skoncentrować swoją uwagę na przedstawionych nam reakcjach i schematach myślowych, czy procesach chemicznych mózgu. Możemy też odpłynąć w rozważaniach na temat życia i śmierci, lub obserwować jak być może tworzy się iluzja zwana świadomością czy wolną wolą. W każdym obrazie zawartych jest tyle treści, iż opowiadają o każdym z możliwych wątków jednocześnie. W trakcie filmu możemy w dowolnym momencie przeskakiwać z obranej ścieżki interpretacji na inną i nie zapędzimy się w kozi róg - każdy bowiem wniosek jest tym dobrym - tym właściwym. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz